sobota, 30 listopada 2013

TYGODNIOWY PLAN ĆWICZEŃ

Ostatnie 7 dni było niesamowicie intensywne ze względu na wysiłek fizyczny, jak i emocjonalny. Postanowiłam sobie, że to niedziela będzie 'dniem lenia'- czyli bez ćwiczeń, z relaksującą kąpielą i kostką gorzkiej czekolady, ale muszę ją chyba zamienić na sobotę, bo po piątku zawsze mam zakwasy. Co ja takiego te całe tygodnie wyczyniam? Już mówię..

W poniedziałki chodzę na łyżwy. Na godzinkę. To zajęcie świetnie rzeźbi łydki i nie tylko. Jazda na łyżwach angażuje również mięśnie brzucha i kręgosłupa. Działa jak aerobik czy bieganie, ale nie obciąża tak stawów, gdyż nie uderzamy ciągle nogami o podłoże.

Od wtorku do czwartku eksperymentowałam z różnorakimi cardio, aerobami, interwałami- szukałam zestawów, które przypadną mi do gustu. Zwracałam uwagę na te, które większy nacisk kładą na dolne partie ciała, gdyż mam figurę gruszki. Moje ramiona, brzuch są w miarę drobne, za to biodra i uda nieco większe (góra 34, dół 38- dlaczego nie cała w rozmiarze 36?!). I tak zrobiłam 'Turbo Spalanie' Ewy Chodakowskiej, zestaw 'nogi-brzuch-pupa' Mel B, składankę 'cardio + dolne partie ciała' razem z Fitappy.

W piątki chodzę na poledance (1,5h). Dopiero zaczynam- mam za sobą dwa miesiące. Taniec/fitness na rurce jest niesamowity! Mitem jest, że trzeba mieć bardzo silne ramiona i nie być przy kości. Ręce się wyćwiczą- moje w dwa miesiące zrobiły robotę, jakiej nie dały rady przez całe życie, a dodatkowe kilogramy migiem się straci- moja instruktorka z 78 schudła do 60 kg! O poledance więcej w piątki- będę zdawać relacje niemal na bieżąco.



Sobota miała być znów aerobowa, ale ze względu na mięśnie zmęczone dniem poprzednim postawiłam na rozciąganie (może w grudniu podejmę wyzwanie szpagatowe?), planki i wall-sit.

Tak minął mi tydzień. Oczywiście nie tylko ćwiczyłam, ale też jadłam- o tym niedługo ;)

piątek, 29 listopada 2013

TYDZIEŃ PIERWSZY

Jestem dopiero na początku drogi prowadzącej do lepszego życia, a już czuję się jakbym szła nią od zawsze. To niesamowite jak umysł potrafi wpłynąć na ciało, na życie w ogóle! To wszystko zaczęło się przecież w mojej głowie- to ja zburzyłam ten mur, za których chowały się wszystkie niewykorzystane możliwości. Czuję, że teraz nadszedł mój czas!

Ten tydzień był pewnego rodzaju testem mojej silnej woli, systematyczności, wytrwałości psychicznej i fizycznej. Sprostałam wszystkiemu co sobie zaplanowałam, jak również temu, co przyszło niespodziewanie. Siedzę tutaj i pękam z dumy, bo czemu miałabym tego nie robić? Nie ma tu żadnej ściemy. Jest za to sekret, którym mogę (chcę!) się z Wami podzielić. Ten sekret to wiara w to, że się uda i niedopuszczanie do świadomości innej wersji niż tej najlepszej.

moje tło pulpitu

Wysyłajmy dobre wibracje do wszechświata, a ten odwdzięczy się tym samym!

czwartek, 28 listopada 2013

Co teraz?

Zdecydowanie mogę powiedzieć, że się zmieniłam. Zewnętrznie i wewnętrznie. Postanowiłam pracować nie tylko nad swoim ciałem, ale i umysłem.  Nie jestem już tą samą zakompleksioną dziewczyną, nie szukam ukojenia w papierosach, nie modlę o anoreksję, nie katuję się negatywnymi myślami, nie szukam na siłę przyjaciół, nie nienawidzę siebie. Nie potrafię powiedzieć co tak na mnie wpłynęło. Na pewno udział w tym miała mama, "Sekret" Rhondy Byrne, Ewa Chodakowska, "Być Idealną", mój chłopak, Ariel Rebel, udany start na studiach.. i wiele innych osób i rzeczy. Każde dało mi inspirację i motywację, by działać, wierzyć, zmieniać- siebie i świat dokoła mnie.


Ten blog będzie o :
-moich błędach, żebyście nie musieli popełniać swoich
-dobrych decyzjach, żebyście mogli brać z nich przykład
-pasjach i hobby, którymi warto się podzielić
-walce o siebie, bo dla każdego z nas należy się wszystko co najlepsze
-moim sekrecie, który daje mi siłę.

Pozdrawiam gorąco (naprawdę gorąco!) z podłogi, zalana potem po godzinie intensywnych ćwiczeń :)

niedziela, 24 listopada 2013

Moja historia.

Wszystko zaczęło się, gdy miałam 14 lat. Bardzo wtedy siebie nie lubiłam. Miałam trądzik i sądziłam, że poszerzające się biodra to bez wątpienia obrastający mnie tłuszcz, a nie efekt tego, że dorastam. Oczywiście chciałam za wszelką cenę temu zapobiec, więc zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu diety cud. Wtedy natknęłam się na ruch PRO-ANA. Reszty możecie się domyślić. Zapomniałam o całym świecie i oddałam się dążeniu do perfekcji. Nad moim łóżkiem zawisł dumny napis "Quod me nutrit, me destruit", ramę lusta zdobiły zdjęcia wysokich, perfekcyjnych modelek, a w pamiętniku codziennie wspominałam o motylkach. Dieta baletnicy, dieta kolorów tęczy, a w najgorszych wypadkach woda-jabłko-gumy i przesypianie przynajmniej 2 posiłków- to jeżeli chodzi o jedzenie. Do tego oczywiście ćwiczenia- tyle, żeby spalić kalorie, które zjadłam. Nie więcej, nie mniej. Ta udręka trwała, z przerwami, w których objadałam się czym popadnie, 2 lata. Straciłam wtedy +/- 7 kg, garść włosów, mocne paznokcie i błysk w oczach. Całe szczęście w porę się ocknęłam- nad kiblem, ze szczoteczką do zębów w ręce, wiadomo w jakim celu, ALE ocknęłam się.

Kolejne lata jakoś mijały. Wiosną zazwyczaj trochę biegałam, czasami nie jadłam kolacji, robiłam tygodniowe detoksy, kilkudniowe diety, jednorazowe wyjścia na basen i siłownię. Nie byłam w niczym konsekwentna- jak mi coś przyszło do głowy, to realizowałam to. Resztę czasu beztrosko trwoniłam na imprezy, alkohol, nieregularny sen, zakuwanie po nocach i śmieciowe jedzenie. Wróciło stracone 7 kg i... dodatkowe 2. Czułam się bezsilna- twierdziłam, że już zawsze będę wyglądać przeciętnie- bliżej gorzej, niż lepiej, nie będę dobrze czuła się w sowim ciele, nie mam już o co walczyć, nie spotkam na swojej drodze nikogo i niczego dobrego.

I tak do końca liceum. Raz lepiej, raz gorzej. Przełomowy moment nastąpił, gdy się zakochałam. Całe szczęście ze wzajemnością. To był pierwszy raz od 5 lat, kiedy siebie zaakceptowałam. Skoro ktoś inny pokochał mnie całą, taka jaka jestem, to dlaczego ja nie miałabym zrobić tego samego? Wtedy znów uwierzyłam w siebie, nabrałam sił i motywacji do działania, ćwiczeń, nauki. Chcę się podobać sobie, czuć się dobrze, pozostać atrakcyjna w oczach mojego mężczyzny, zachować zdrowy i młody wygląd. Przede wszystkim wynagrodzić mojemu ciału to wszystko, co przeszło, a na co nigdy nie zasługiwało. To nie ma być jednorazowa dieta, a styl życia. Dopiero co tego zasmakowałam i czuję się świetnie. Chcę się tak czuć już cały czas!